sobota, 14 stycznia 2017

W starym domu

W starym domu najbardziej lubiłam próg kuchni. Dzięki temu, że wieś kiedyś była mniejsza i bliżej było ludziom do siebie, cały czas ktoś w tym progu stał "na moment".
Przez to przystawanie "jatylkonachwilkę" w progu powstało przez lata zagłębienie, które z uporem świeżo upieczonej "pani domu" próbowałam doczyścić. Pozbawione warstwy lakieru brudziło się razem z wyschnięciem wody.
Tęsknię za tym wytartym progiem. Za tymi, którzy w nim przestawali. Ciocia Genia, która miała nie zdążyć umrzeć, a umarła w momencie, gdy tylko położyli ją w szpitalu. Babcia, która przychodziła "z dworu". Tatko, który teraz znosi szmelc, złom, zlewki zupy i jajka, a kiedyś przynosił nam kurczaczki i króliczki, które matka natura powołała do życia.
Żeby chociaż jakiś sąsiad zajrzał. Ale do mnie, już obecej, nikt prócz Cioci Basieni nie zajrzy. Siedzę sama w dawnym starym domu i piszę, zamiast się zająć "normalnymi" sprawami.

Czy kiedyś będę "normalna"?

środa, 19 marca 2014

Nieogar mściciel

krzywd swoich. Rzuciłby miecz krasnalowi w odblaskowej kamizelce i krzyknął "Stawaj do pojedynku!". I sam z zawzięciem i zacięciem toczyłby pojedynek na parkingu przed CH. Jak mały rycerz zadałby ostatni cios gnidzie ludzkiej, która powinna była pozostać zakrwawionym strzępem ciemnej materii w wychodku rodziców mieszkających wówczas gdzieś na zasranych ogródkach działkowych. Przywilej oglądania słońca w pozycji wyprostowanej bardziej należy się gorylom i Putinowi niż takim Koszałkom-Opałkom pełzającym po obitych parkingach. Łapy, nogi, graby, wielkie stopy, smród, nerw, ludzki ścierw.

Mścić chcę się. Tymczasem pakuje na budowie i trenuje niestrach wobec uniesionej w górę ręki. Siedem długich lat treningu nie czyni mistrzyni.

niedziela, 15 grudnia 2013

Nieogar felix

Szczęśliwa. Mimo bratnich ślubów, kłótni, słoty, mieszkań, cmentarzy, oczu, rąk i nóg. Mimo mostu i Torunia w kratkę co postawili na nim krzyżyk.
Za chlebek z serkiem jestem szczęśliwa i za darmo. Za oczy, ręce i nogi. Za głowę się łapię ze szczęścia :) Za książeczkę i za rymow-Anki, za siel-Anki. Za bajkę o jebniętej rybce. Za burze, kryzysy i krezusy. 
Jestem Za!

sobota, 12 października 2013

Scena dramatu

Dramat na scenie. Główny winowajca leży nieprzytomny skuty w trupa. Wokół niego latają cukierki, zastawa stołowa i tłuką się ludzie.

niedziela, 22 września 2013

Czego uczą podróże zagraniczne

na poważne konferencje naukowe?
1. Że dominacja mężczyzn w nauce jest przytłaczająca.
2. Że "Die Deutschen sind doch dumm". Przynajmniej mężczyźni. Ich arogancja połączona z głupotą zdumiewa mnie coraz bardziej. Co jest trudnego w odnotowaniu, że rozumiem niemiecki, skoro śmiałam się z kolegi niemieckich dowcipów? No ale gwiazdor nie odnotował. Zbyt skupiony na sobie był. Skoro innemu tłumaczę, że czytałam te same teczki w archiwum w BERLINIE co on - to chyba jego język znam, prawda? Prawda? No, ale panowie Niemcy  albo szarych komórek nie mają, albo taktu. Z zapałem szczeniaka zaczęli śmiać się z Polaków, gastarbeiterów i jazdy starymi klekotami (jakbyśmy to lubili, serio), chociaż mogłam ich usłyszeć i słyszałam DOSKONALE. Pozdrawiam panów serdecznie. 
3. Że fikcja literacka jest uprawiana nawet na naj-naj-najwyższym szczeblu. Gdy dowiedziałam się, jak byli zapraszani naukowcy na ową konferencję włos na głowie mi się zjeżył. Cieszę się, że organizatorzy mieli więcej szczęścia niż rozumu i faktycznie przyjechali bardzo zainteresowani i w temacie odjąć plus minus 10-20%.
4. Że Nida to kawałek raju na ziemi. Ziemia i ziemianie średnio zasługują żeby taki kawałek raju posiadać. 
5. Że na całym wybrzeżu tej częsci Bałtyku panują podobne zwyczaje kulinarne, albo zmowa jakaś :P Ile można jeść kartoflankę, rybę z obleśnym sosem szpinakowym, ryżem z kaparami (niecierpię) i warzywami? Dobrze, że konferencja nie trwała tydzień, bo utknęłabym w żywieniowym kole w wersji kaliningradzkiej -  tam była ciągle wątróbka i ziemniaki z proszku. 
6. Że starzy znajomi są najcenniejsi i trzeba o nich dbać. 
7. Że nie mogę doczekać się powrotu do domu. 






niedziela, 8 września 2013

"Powiedz w co wierzysz, a powiem Ci kim jesteś"

Prawda, piękno, dobro napisał ten ziom od taniego wina. Prawda jest droga, piękno niepotrzebne, ale bez tego ostatniego...

Wierzę w to, że w ludziach tkwi dobro. Że są dobrzy z natury, tylko czasem trzeba wbić głębiej ich dusze szpadel, żeby pokłady dobra znaleźć. Wierzę, że dobro można wyciągnąć za uszy. Wierzę w to, że ten, co bije słabszego powinien zgnić w więzieniu, a ten co krzywdzi dziecko zawisnąć na szubienicy. Wierzę, że dobro jest. Jeszcze wierzę w to, że trzeba próbować do bólu. Jak raz nie wyszło, spróbować jeszcze, jeśli to co chce się zrobić jest warte próbowania. Wierzę w to, że nawet, jak się wywalimy, to jest coś warte.

Tylko, jak się spotkam z tym ludzkim złem to ręce mi się trzęsą. Staram się być superbohaterem i ratować świat, ale sama nie daję rady. Za dużo do uratowania, a ja mam tylko dwie ręce, jeden różowy rower do dyspozycji i Golfa III. Need help. Anyone? Ręce mi się ostatnio zbyt często trzęsły...


czwartek, 5 września 2013

Krzywe żale po gorzale

Dzień dobry, jestem nieogar i dobrzyńska kropka i nie piję. Nie piję, bo akurat nie mam co, ale jakbym miała, to bym wypiła. Czarę goryczy, nektar i brudzia. Najbardziej boli myśl, jak powiedział żon. Żon jest lekarstw na wszystko. Kilka myśli boli boli. Łatwo je zauważyć. Przebiegnie taka między jednym uchem a drugim i ała. Twardzielka wzrusza ramionami. I to już. Wzruszenie ramion dobija i przygina do gleby. Jak psa boli to gryzie. Ja gryzę tylko jak sobie pomyślę, co nie trzeba.

Bo lepiej być bezmyślnym jełopem. Takim się lepiej żyje.

Rewers.